poniedziałek, 25 lutego 2008

Dziś jest dobry dzień. Naprawdę dobry. W końcu, po ciężkich cierpieniach, udało mi się zdobyć wpis od pani L. Chyba zmęczyłam ją psychicznie. Nie miała już żadnego racjonalnego powodu, żeby odprawić mnie z kwitkiem. A może po prostu lubila mnie oglądać? W każdym razie, wpis już mam i mogę ze spokojnym sumieniem oddać indeks miłej pani z dziekanatu.

A jutro tymczasem kolejna jazda. Tak, samochodem... Nie idzie mi to kompletnie i mam problemy generalnie ze wszystkim. Pan Jurek (instruktor) wychodzi już czasem z siebie i rzuca teksty w stylu „gaz to ten po prawej stronie” lub „40 km/h, zawrotna prędkość!” Biedny człowiek. Też nie chciałabym uczyć siebie jeździć.

Tymczasem wybrałam się na wycieczkę do Gdyni. Ostatnio rzadko tam bywam. Dziś wzięło mnie dziwne uczucie, jakbym przyjechała odwiedzić jakiś dawny dom.
No tak, ale kogo to obchodzi.

Dziś dla rozrywki wkleję wam zdjęcie Krzycha z czasów, kiedy go poznałam. Teraz będzie sławny.Sam się sfotografowal na wykładzie z logiki.

Śmieszny był ten wykład, pan M. trześwością bynajmniej nie grzeszył. Robił długie, dramatyczne pauzy i był cały czerwony na twarzy.

W ogóle miałam szczeście do wykładowców tego przedmiotu. Pan M. na przykład obrażał się, gdy ktoś na jego wykładach gadał, jadł, pił kawę lub choćby żuł gumę. Ale nic ani nikt nie pobije pana od ćwiczeń. To był dopiero oryginał. Gadał raczej o filozofii niż o logice, na czym tracił zwykle ¾ wykładu, a potem dziwił się, dlaczgo nigdy nie może zmieścić się w czasie. A rozprawiał o wszystkim: demokracji, błędach stylistycznych, problemach współczesnego świata itp. Stwierdził też kiedyś, że niedługo zostanie filozofem sławnym na całą Europę. No cóż, czekamy... Na koniec wkurzył mnie, ponieważ nie mógł uwierzyć, że naprawdę wychodzi mi piątka z jego boskich ćwiczeń. Sprawdzał trzy razy. To, że zawsze podśmiewałam się z niego pod nosem, nic jeszcze przecież nie znaczy?

Ale w sumie czego można się spodziewać od wykładowców przedmiotu, w którym zdanie „Pies jest portem” jest jak najbardziej w porządku?

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

U nas na wykładach z fizyki "pan inżynier" (zwany przez nas Toudim) zabronił nam siadać/opierać się na pulpitach w audytorium, a co dopiero jeść albo stawiać na nich kubki z piciem, bo przecież ich zawartość może się rozlać. No i w ogóle jak my, przyszli chemicy, możemy pić z plastikowych kubków :D

Anonimowy pisze...

A pan instruktor to chyba zapomniał, że w mieście jest ograniczenie do 50km/h :P

Anonimowy pisze...

A nie czasem w pociągu jakimś?
Tak mi się zdaję, że w pociągu jednak :P

sylik pisze...

E tam ograniczenie prędkości to taki pic na wodę :P Jechałam dziś idealnie pięćdziesiątką i każdy mnie wyprzedzał. A Ty Krzychu zniszczyłeś mój światopogląd, zawsze myślałam, że to zdjęcie to z wykładu :P