środa, 27 lutego 2008

Szukamy od paru tygodni bezskutecznie mieszkania. Już zaczynam mieć tego naprawdę dość. Co pojawia się jakiś cień nadziej, to zawsze jednak okazuje się coś nie tak. To za drogo, to chcą wynająć komuś innemu, no żałość kompletna.

Wszystko sprowadza się do tego, że chcemy zapłacić max 350 złotych ze wszystkim, a to nie takie proste w pięknym i wielkim Gdańsku, gdzie cena kawalerki oscyluje w granicach 350 000 złotych...

Rosjanie właśnie wyśpiewują "Polska... biało-czerwoni".

Ale wracając do mieszkania, dziś rano kupiłam anonse i pojechałam do Jelitkowa, żeby dzwonić sobie do ludzi. Wyjątkowo cienkie te anonse dzisiejsze, nic tam nie ma godnego uwagi. Jedna babka nie chciała wynająć kawalerki dwóm osobom, gdyż - uwaga - są tylko dwa palniki i nie będzie jak gotować. I inne takie bajery, gdzieś chcą samych chłopców, gdzieś same dziewczyny, różnie to bywa.

Szybko skończyłam dzwonić i z nudów pouczyłam się na koło. Zagadała do mnie pani szatniarka, opowiadając mi wszystko o wszystkich i wszystkim. To jedna z najbadziej poinformowanych osób w tym instytucie. Pomijając oczywiście pana Krzysztofa od ksero, który jest panem większości ważniejszych materiałów edukacyjnych. A oto zdjęcie mojego Jelitkowa (zrobione oczywiście komórką). Tak, tam nieopodal studiuję. 

Potem PBS z ziomalami i kolejne ankiety. Tym razem trafiłam na bardzo oryginalny komputer. Przy każdej zmianie ankiety trzeba go było resetować, inaczej program nie działał. Poszłam z tym do szefostwa, a oni mi na to:
- To ten czwarty komputer w tym rzędzie?
- Otóż to.
- No, to trzeba resetować.
Wybitni informatycy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Za to w redzie totalny brak cywilizacji